🐈⬛ A Lato Było Piękne Tego Roku
Mam dla Was kilka pomysłów na plakat na 11 Listopada Dzień Niepodległości. Załączam gotowe materiały, z których można stworzyć plakat na Dzień Niepodległości. Mój syn wykonał plakat na historię, dlatego dzielę się pomysłem i materiałami. Dodatkowo znalazłam mnóstwo fantastycznych plakatów, które mam nadzieję, że
'A lato było piękne tego roku' magann Myśl 4 listopada 2014 roku, godz. 18:10 0,0°C "Wiesz, tłumaczę sobie to tak: listopad - listów opad. To jest piękne
Prosto do nieba czwórkami szli. żołnierze z Westerplatte. A lato było piękne tego roku. A lato było piękne tego roku. I tak śpiewali: Ach, to nic, że tak bolały rany, bo jakże słodko teraz iść. na te niebiańskie polany. A na ziemi tego roku było tyle wrzosu na bukiety.
W przeddzień narodowego Święta Odzyskania Niepodległości Gimnazjum nr 28 w Krakowie uchwałą Rady Miasta Krakowa nadano imię Marszałka Józefa Piłsudskiego. 2007/2008. 3 września 2007 r. zabrzmiał I dzwonek rozpoczynający rok szkolny. Tego roku uczniowie klas pierwszych rozpoczęli naukę w sześciu oddziałach klasowych.
(A lato było piękne tego roku.) I tak śpiewali: - Ach, to nic, Że tak bolały rany, Bo jakże słodko teraz iść Na te niebiańskie polany. (A na ziemi tego roku było tyle wrzosu na bukiety.) W Gdańsku staliśmy jak mur, Gwiżdżąc na szwabską armatę, Teraz wznosimy się wśród chmur, Żołnierze z Westerplatte. I ci, co dobry mają
Lato, które zmieni wszystko. Belly cały rok czeka na wakacje. Wszystko, co najlepsze i magiczne, dzieje się właśnie podczas letnich miesięcy. To wtedy może spędzić czas z braćmi Fisher – Conradem i Jeremiahem. W jednym od dawna się podkochuje, a drugi jest jej najlepszym przyjacielem. Tego lata nadchodzi przełom. Chłopcy przestają widzieć w niej młodszą siostrę. To także
Cytaty o wakacjach. Kiedy jest się dzieckiem, lato jest jednym długim dniem i my także myśleliśmy, że choć nie mamy niczego, mamy czas. Raptem ten czas zaczął się kurczyć i trzeba było zacząć myśleć o powrocie do szkoły. Zaczęliśmy się obaj wstydzić zbytniej pewności siebie. „Wstręt do tulipanów”, Richard Lourie.
(A lato było piękne tego roku.) I tak śpiewali: Ach to nic, że tak bolały rany, bo jakże słodko teraz iść na te niebieskie polany. (A na ziemi tego roku było tyle wrzosu na bukiety.) W Gdańsku staliśmy tak jak mur, gwiżdżąc na szwabską armatę, teraz wznosimy się wśród chmur, żołnierze z Westerplatte. I ci, co dobry mają wzrok
zdanie wtrącone w nawias, uzupełniające wypowiedź, niekoniecznie powiązane kontekstowo z całością tekstu (.. do nieba czwórkami szli żołnierze z Westerplatte. (A lato było piękne tego roku)./I tak śpiewali) PARONOMAZJA zestawienie podobnie brzmiących słów (może morze nie pomoże)
5a3Xj. Lecz nastroje minorowe, czyżbyśmy przeczuwali nadciągającą nieuchronnie katastrofę? O tym jest książka Marcina Zaborskiego, Jeszcze żyjemy. Lato' lektury dowiemy się, jak wygląda życie Polaków na moment przed wybuchem II wojny światowej. Co nas raduje i smuci? Jakimi sprawami żyjemy?A co wiedzieli i czuli ci, którzy wtedy-mimo wszystko-tańczyli, jechali po zdrowie do wód albo spokojnie spacerowali uliczkami nadbałtyckich kurortów? Jak opisywały im świat ukazujące się wtedy gazety? Co mogli usłyszeć w radiu?Autor dostarcza nam wartościowych informacji na temat ówczesnego społeczeństwa, kreśli tło historyczne. Pisze, w jaki sposób odpoczywamy, ale przywołuje też relację z pogrzebu Wojciecha Korfantego. Dziennikarz porusza tematy poważne i te mniej znaczące, sprawy znane i nieznane. Nie zapomina przy tym o przedwojennej etykiecie, dobrych mnie przyśpiewka: hulaj chłopcze, pókiś młody- rób panienkom śluby, a mężatkom bywa w Krynicy? Co czytają i czego słuchają rodacy? Co się dzieje w Gdańsku? Marcin Zaborski odtwarza kronikę kryminalną lata 1939 roku: samobójstwa, lincze i żerujący na złaknionych uczucia kobietach oszuści matrymonialni. Przyznaję, że doktor nauk humanistycznych wiernie oddaje atmosferę tamtych hałas, pękające w szwach kolejki podmiejskiej matrymonialni oszuści, nocne wyścigi nietrzeźwych kierowców. Prężenie muskułów w polskiej armii, dramatyczne sceny z Gdańska, dyplomatyczne zabiegi, które mają uchronić świat przed eksplozją wojennej zawieruchy. Nadzieja na to, że uda się jej uniknąć, przeplata się tu z przekonaniem o nieuchronności starcia, które już na zawsze zmieni że w tych rozważaniach każdy znajdzie coś dla siebie: krótkie szkice na temat mody, kultury, literatury wzbogacają naszą wiedzę.
I było tyle wrzosów na bukiety. Lato które zaczęło się po moim przyjeździe (16 czerwca), skończyło się (22 września), a ja wciąż żyję. Gdyż nieprawdziwe okazały się pogłoski o mojej śmierci termicznej. Wszyscy mi ją zapowiadali. Mówili "teraz to nic, zobaczysz w sierpniu" z nutką szydery i z pewną taką nieśmiałością w głosie. Tak, wszyscy śmiali się z przybysza z Północy. Wątpili w moje zdolności survivalowe. Ale ja jestem jak karaluch, przetrwam wszystko i wrócę ze zdwojoną siłą czułek. Tak też się stało. A potem przyszła jesień i zaczęło się lato. No tak, lato, tylko tym razem takie bardziej polskie jakieś. Z deszczem od czasu do czasu. Z temperaturą umożliwiającą utrzymanie płynów wewnątrz skóry. Ze słońcem niespalającym wszystkiego na skwarek a wręcz umożliwiającym trawie rośnięcie (zasiałem trawę, mam trawę!). Z chłodnymi nocami. Nawet burze ze dwie były! Czyli typowe polskie lato i to takie jedne z lepszych. Naprawdę, żałujcie Wy, którzy do mnie jeszcze nie przyjechaliście co by zobaczyć, że październik to nie tylko Akatar, Aspiryna, koc lub pierzyna. Jest bosko. Co? Wcale nie próbuję odwrócić Waszej uwagi od tego, że nie odzywałem się trzy miesiące. Przyznaję się. Winien. Winny. Wanna. Ale po kolei. Po przyjeździe sióstr Koś (początek sierpnia), w nagrodę za dobre sprawowanie dostałem przymusowe wakacje (środek sierpnia). Mój czas wolny który był zbawienny w czasie pobywania dziewcząt, zamienił się w przymusowe tygodniowe zamknięcie w moim studiu na krańcu świata (wylotówka na Troodos). Koniec sierpnia to powrót do pracy i odpoczynek od prowadzenia treningów wakacyjnych, wypełniony poszukiwaniem sali na regularne treningi. Po znalezieniu skromnego i przystępnego cenowo lokalu w szkółeczce tańcowanieczka Dance Factory (początek września) na Agias Irinis Street, udało mi się również "znaleźć" moje przyszłe nowe lokum, do którego przeprowadziłem się w okolicach zmiany pór roku (wspomniane wyżej 22 września). Lokum pod postacią domku nadawało się jedynie do generalnego sprzątania i wstępnego remontu (połowa września), do którego przystąpiłem przed przeprowadzką. Domek ma zalety: 15 minut spacerem do morza, 5 minut spacerem do lokalizacji treningów numer jeden, 5 minut spacerem do lokalizacji treningów numer dwa (o tym za chwilę), 10 minut samochodem do lokalizacji Laboratorium, w którym pracuję. Oprócz powyższych, domek ów, składający się z pokoju dużego, z pokoju małego będącego jednocześnie przedpokojem, kuchni i łazienki, ma także ogród, w którym mogę dostać figę. Albo tysiąc fig jeśli je sobie pozbieram z drzewa, które tam rośnie. Rośnie też mandarynka na uboczu (mandarynki biorą się z drzewa a nie z Carrefoura, wiedzieliście o tym?), jakieś inne drzewo, które rośnie za daleko żebym mógł je rozpoznać z widzenia, a przed domkiem, na ganku rośnie jeszcze zaś drzewo limonkowe. Limoniada jest więc na porządku dziennym. Ach, gdyby jeszcze można tu było dostać cachacę, albo choćby Desperadosa. Domek też ma wady: oprócz totalnego zaniedbania i konieczności odmalowania wszystkiego, cała lokalizacja była zarośnięta i zaśmiecona gruzem i chwastami i innymi papierami. W ogrodzie nadal stoi kilkaset kilo różnego rodzaju śmiecia, którego nie ma jak wywieźć, bo nikt nie wie gdzie się znajduje coś takiego jak wysypisko śmieci. Po w miarę usprzątnięciu i odmalowaniu dużego pokoju (koniec września, początek października) mogłem zabrać się do bardziej wzniosłych celów, jak organizowanie zajęć, zajęć pozalekcyjnych, promocji, marketingu i PR (22 października). Bo choć co prawda rozszerzyłem ofertę do trzech zajęć w tygodniu (oprócz Dance Factory, także większa sala w siłownio/fitnessie Saint Nicolas Fitness nieopodal Agios Nicolaos Church i Agios Nicolaos Roundabout w dzielnicy Agios Nicolaos - podaj trzy różnice, którym różnią się te obrazki), to jednak rozszerzyć grupy zanadto mię się nię udało i oscyluje ona w okolicach sześciu. Sprawdzają się więc słowa Mestre Bailarino: "zakładanie i prowadzenie grupy do ciężkie zadanie. Za trzy miesiące Augustin zadzwoni do mnie z płaczem, mówiąc że nikt nie chce chodzić na zajęcia". Jeszcze nie zadzwoniłem. W przyszłym tygodniu, mam nadzieję, zakończy się preprodukcja i postprodukcja ulotek i plakatów, zatem będę mógł ruszyć w miasto szerzyć dobrą nowinę. Inaczej, drogie dzieci, w te Święta prezentów nie będzie. Co prowadzi mnie do konkluzji dzisiejszego wydania wiadomości. Nabyłem dziś drogą kupna bilet do Warszawy via Praga (czyli wracam tak jak się tu dostałem). Jeśli chcecie zgotować mnie Rodę (tudzież Rotę) powitalną, transparenty, chleb, sól i zespół pieśni i tańca Mazowsze (Anetka - może być Śląsk. My Ślunzacy musimy trzymać się razem, nie?), to zapraszam na Lotnisko Okęcie, hala przylotów ok. godziny 8:15 AM w środę 21 grudnia. Dobra, wiem że to niezbyt romantyczna godzina, więc mam nadzieję, że chociaż ktoś po mnie wyjedzie. A na zakończenie garść zdjęć i ich nieśmiesznych opisów. Półwysep Akamas i rącza koza. Widok z góry z Góry Troodos na Limassol i suche dżewo. Crossroads bez Britney Spears, ale równie dramatyczne. Kościółek na terenach zalewowych rezerwuaru Kouris. Wschód słońca na plaży McKenzie (tą nad którą samoloty nisko latają a nie ma deszczu). Ta kulka z lewej to nie boja a czyiś na jesieni. Jedna z większych wsi na Cyprze a wygląda jak favela.
Inni opowiadają, że ta błękitna piękność bezchmurnego nieba była błogosławieństwem, ale dla niemieckich pilotów, którzy bez przeszkód, celnie, mogli bombardować bezbronnych uciekinierów. Ocaleni mówią, że modląc się, nie śmieli podnieść oczu ku niebu, skąd w spokojnych czasach spodziewali się pomocy. We wrześniu 1939 r. odpowiedzią na modły były bomby. Dlatego, gdy dziś przychodzi wspominać tamte czasy, nie sposób pominąć kazania papieża Franciszka wygłoszonego na zakończenie drogi krzyżowej na krakowskich Błoniach. Biskup Rzymu rozpoczął od zacytowania opisu Sądu Ostatecznego (Mt 25, 35-36). Następnie powiedział: „Te słowa Jezusa wychodzą naprzeciw pytaniu, które często rozbrzmiewa w naszych umysłach i sercach: »Gdzie jest Bóg?«. Gdzie jest Bóg, jeśli na świecie istnieje zło, jeśli są ludzie głodni, spragnieni, bezdomni, wygnańcy, uchodźcy? Gdzie jest Bóg, gdy niewinni ludzie...
a lato było piękne tego roku